Etykiety

piątek, 24 września 2010

2009 - lipiec/sierpień

WYSPY BRYTYJSKIE - SZKOCJA
(24.07.-06.08.2009)


Moja Wielka Szkocka Wyprawa!
(albo spełnienie marzenia podróżniczego nr 2)

 

24.07.2009
17:05 Barista – kawiarnia w Złotych Tarasach
I tak zaczęła się moja wielka podróż do Szkocji. Od siedzenia w kawiarni Barista i picia kokosowo-czekoladowej kawy z ciastkiem owsianym z daktylami.
Jest 17:07. O tej porze miałam już być w pociągu do Błonia, gdzie czekałby autokar. Czekałby, ale nie czeka, bo coś mu się stało w drodze i nie wiadomo, kiedy ruszy. Dlatego zamiast w wagonie siedzę w fotelu w kawiarni i czekam na znak, że autobus, już sprawny, wyruszył w kierunku Warszawy. Może to być za godzinę, albo za dwie. Mam nadzieję, że nie za trzy. Jutro o 17:30 mamy prom z Amsterdamu. Podobno mamy zapas kilku godzin, ale czy uda się je nadrobić? Zobaczymy… Na razie nie pozostaje mi nic innego jak czekać.
20:20 stacja Błonie
Dojechałam do Błonia. Czekamy teraz na autokar, który zgodnie z informacją ma się pojawić ok. 21:00. Zobaczymy…
22:00 Autokar
Z małym opóźnieniem, ale jednak ruszyliśmy.
No to teraz zaczynamy wyścig z czasem.

25.07.2009
5:00 rano
Przekroczyliśmy granicę niemiecką. Jedziemy sobie idealnymi niemieckimi drogami. Wstaje słońce. W dali widać białe wiatraki energetyczne. Zaczęłam je liczyć, ale strasznie ich dużo i się pogubiłam…
9:40
Jesteśmy cały czas w Niemczech. Mamy właśnie przystanek na stacji benzynowej. Pracownicy oczywiście mili i zadowoleni z życia. Cóż mogę powiedzieć...
Niedługo przekroczymy granicę holenderską. Trudno w to uwierzyć, ale chyba się wyrobimy i to nawet z zapasem!
No i jesteśmy w Holandii pełnej krów holenderek i urokliwych domków pośród zieleni. Świeci słońce, ale nie ma upału – jednym słowem idealnie. Drzewa rosną równo, płyną rzeki.
14:30
No i jesteśmy w Amsterdamie.
Oto ono – miasto, do którego tak chciałam pojechać. Kiedyś musiałam tu trafić. Zmierzamy do portu Ijmuden do naszego promu. To cud, że zdążyliśmy.
Oczywiście autokar zabłądził w drodze i zrobiliśmy niemałe kółko. Ale jesteśmy.
Widoki z autokaru
 Odpływamy promem
Widoki z promu
 Na promie - trzy Gracje ;)
 (zdjęcie Elwiry)

26.07.2009
Na promie spało się cudownie, lekko kołysało. Zasnęłam po 21:00 i obudziłam się po 6:00 rano. Był cudowny wschód słońca i było już widać brzegi Anglii.
O 9:00 dobiliśmy do brzegu i teraz już ruszamy w głąb Szkocji z Newcastle. Oczywiście pada deszcz, bo jakżeby inaczej, ale poza tym nie jest zimno. Zmieniłam buty, wyjęłam płaszcz przeciwdeszczowy i mogę zwiedzać. W drogę!
Przejeżdżamy przez Northumbrię – krainę rozdzielającą Anglię i Szkocję.
Newcastle - wpływamy do portu
11:55
Nasz pierwszy przystanek to Alnwick. Ogromny zamek w półdzikim parku, to tutaj rozgrywały się niektóre sceny z serialu „Robin z Sherwood” – oczywiście tego najbardziej klimatycznego z Michaelem Predem i muzyką Clannad. Urokliwe miasteczko – bardzo angielskie, takie jak sobie wyobrażałam, że musi w Anglii być. Wszystkie domki (głównie gregoriańskie kamienice) z brązowoburej cegły, ale za to wszędzie pełno kwiatów. Niedaleko płynie sobie rzeka Aln – jedna z wielu, wielu rzek w Szkocji, jak się później okazało. W oddali za zamkiem jest kamienny most, na którym stoi kamienny lew – godło Percych, książąt Northumberland.
Zamek w Alnwick
 Ja przed zamkiem
 Miasteczko Alnwick
 Zdjęcie grupowe w parku przed zamkiem Alnwick

Następne są ruiny zamku Warkworth. Oczywiśćie angielskie ruiny, to nie polskie ruiny. Są bardziej eleganckie. To tutaj kręcono sceny do filmu „Braveheart”, a w jego lochach sceny do filmu "Elżbieta królowa Anglii". Ten zamek także należy do Percych. 
Ruiny Warkworth
 

Jedziemy dalej. Niesamowicie wygląda rzeka w czasie odpływu – wszystkie statki na piachu. 
A my ruszamy do Bamburgh – twierdzy nad morzem. Mijamy kamienne mosty, a nas mijają szybkie, kolorowe pociągi. Wszędzie pełne zieleni pagórki i owce, i owce. I pada. Ale jest odpowiednio. Pogoda idealna na zwiedzanie, a deszcz nie taki straszny. Właściwie nie ma czegoś takiego, jak „brzydkie angielskie miasteczko”. Wszędzie jest ładnie i urokliwie. To chyba najlepsze słowo do opisania tych miejsc.
Bamburgh jest ogromnym zamkiem w rękach prywatnych, więc nie można tam tak sobie wejść. Ale z zewnątrz też wygląda imponująco. Zamek był stolicą Northumbrii, pierwsze fortyfikacje w tym miejscu postawili jeszcze Celtowie. Przechowywano w nim relikwie, tu znalazł też schronienie słynny kaznodzieja z Iony, św. Aidan. Stoi nad brzegiem morza. Wokół piaszczyste wydmy porośnięte trawami. Twierdza jest ogromna. Poszliśmy nad Morze Północne, na plażę, połaziliśmy trochę w lodowatych falach boso i obeszliśmy zamek dookoła.
W oddali widać wyspy, w tym Lindisfarne z okazałą bryłą zamku na szczycie.
Zamek Bamburgh
Ledwie weszliśmy do autokaru, lunął deszcz. Czyli można powiedzieć, że szczęście nam sprzyja. Teraz jedziemy przez Bamburgh, kolejne ładne angielskie miasteczko. I już prosto do Loch Tay. Do naszego miejsca stałego na najbliższe 6 nocy.
I oto wjechaliśmy do Szkocji. Poprzez miasto graniczne Berwick z pięknymi porzymskimi trzema kamiennymi mostami.
I mamy słońce!!!
Jedziemy szkockim wybrzeżem z pięknymi klifami.
Kierowców mamy śmiesznych – często wspomagamy ich okrzykami – w prawo! W lewo! Prosto! Ale chyba w rzeczywistości wcale im to nie pomaga…
Dojechaliśmy do Killin – kolejne miasteczko angielskie/szkockie w miniaturze. Po drodze zrobiliśmy jeszcze zakupy w szkockim supermarkecie ASDA. Mają przepyszne mleko smakowe. Po prostu przepyszne! A ja, jako fanka mlek smakowych naprawdę wiem, co mówię;)
Niedaleko od Killin jest już nasze jezioro – Loch Tay. Cecha charakterystyczna – szkockie jeziora są długie i wąskie. Ale przepięknie otoczone zielonymi teraz górami, nad którymi unoszą się mgły. W drodze do Loch Tay mijaliśmy piękne góry i rwące górskie rzeki, których jest tu mnóstwo i oczywiście owce (zwykłe i czarnogłówki).
Domki są bardzo exclusive. Akurat ja znalazłam się w sześcioosobowym. Ma on 3 pokoje – 2 z dwoma osobnymi łóżkami i 1 z łożem, do którego przynależy osobna łazienka. Jest też druga łazienka i ogromny salon z kuchnią. Mamy pralkę, lodówkę, zmywarkę, telewizor, kuchenkę mikrofalową – wszystkie potrzebne i niepotrzebne sprzęty. Po prostu full wypas. Ale to dlatego, że tak naprawdę to domki prywatne. Jest nas tutaj 5 dziewczyn, a mnie się dostał pojedynczy pokój z łożem. Właściwie to sama go sobie wzięłam, więc ja to już naprawdę nie mam prawa narzekać, chociaż nasz domek jest najostatniejszy z ostatnich, a za nim już tylko dzicz i szumiący strumień – przez ten potok wydaje się, że cały czas leje deszcz! A to nieprawda. 
Loch Tay to przepiękne górskie jezioro (ok. 20 km długości), położone pod jednym z najwyższych szczytów szkockich – Ben Lawers.
Loch Tay wieczorem
 Ja nad Loch Tay
Głośny potok z wodospadem za oknem mojej sypialni
 Okolice Loch Tay
 Droga do naszego jeziora
 Przydrożna kaplica
 Loch Tay o poranku
 Solarisowi Travelowicze przed naszym domkiem

27.07.2009
No i zaczynamy zwiedzanie szkockich bogactw.

Szkockie zamczyska i opactwa
Strome góry, system klanowy, ciągłe wojny, napady Wikingów (którzy z pobliskich Orkadów i Szetlandów uczynili dogodną do wypadów bazę) i bunty przeciwko Anglikom, spowodowały, że Szkocja jest wręcz usiana zamczyskami. Zwykle są to niewielkie budowle, na potrzeby klanu – jeśli nie zostały zburzone w czasie walk, to dzisiaj mają muzea i centra turystyczne. Wiele wciąż znajduje się w rękach prywatnych. Ich położenie jest zupełnie inne niż np. katarskich zamków w Pirenejach. Nie stawiano ich na szczytach wzniesień, a w dolinach, gdzie broniły przepraw rzecznych i szlaków. Sporo wyrosło na wybrzeżach, w obronie przed Wikingami. Zresztą, klany również często trudniły się piractwem i zbójectwem.

Wyjechaliśmy rano, bo cały dzień przed nami. Na wąskiej drodze stoczyliśmy pojedynek z koparką – kto się zmieści, jak się zmieści i w ogóle.
Pierwszy na naszej trasie był zamek Stirling. To ogromny zamek na wzgórzu nad miasteczkiem Stirling, słynący z arrasów z jednorożcem. Dookoła piękne cmentarze z krzyżami celtyckimi. Z murów zamku niesamowite widoki na miasto i otaczające pola i pagórki. Pod zamkiem pomniki Rob Roya i króla Bruce’a, w odległości paru kilometrów monument Williama Wallace’a.

Cmentarz pod murami zamku

Widok z zamku Stirling na wzgórza-cmentarze
Zamek Stirling
 Ogrody zamku Stirling
Widoki z murów zamkiu
 Na dziedzińcu - ja na armatach:)
 Na dziedzińcu
Rekonstrukcja kuchni w podziemiach zamku Stirling
Miasteczko Stirling - widok ze ścieżki prowadzącej do zamku



Kolejny był zamek Doune. Stoi on na zboczu nad rwącą rzeką. To tutaj kręcono słynne ujęcia z francuską załogą w filmie Monty Python i Święty Graal. Wewnątrz można wypożyczyć kokosy do jazdy konnej, obejrzeć rekwizyty z filmu, a także wypić piwo „Holy Grail”.
 Zamek Doune
Klaps z Monthy Pythona
 Studnia na dziedzińcu zamku

Popołudnie spędziliśmy w Killin, chociaż początkowo mieliśmy być w Callender – mieście Rob Roya..
Przez miasteczko przepływa niesamowicie rwąca rzeka z kaskadami. Na kamieniach miejscowi robią sobie grilla, wygrzewają się na słońcu i świetnie się bawią.
Na rzece, za kamiennym, oczywiście, mostem jest mała wyspa – grobowiec klanu Macnab. Można na nią wejść na własne ryzyko, jak głosi tabliczka. Dlaczego? Ponieważ można wylądować w grobowcu.
Widziałam też dom ze znakiem Masonów. Jak się okazało to dość często spotykany znak na tutejszych terenach i ciągle natykałam się potem na takie domy.
Po zwiedzeniu miasteczka siedzieliśmy sobie w pubie i piliśmy szkockie piwo.
Urokliwe Killin
 Niedziela na kamieniach
 Ja na kamiennym moście, a za mna grobowiec Klanu Macnab
 Na kamiennym moście
 Przy budce telefonicznej

28.07.2009
Dzisiaj jedna z najdłuższych wypraw – na Wyspę Skye.
Wstaliśmy wcześnie rano i teraz jedziemy pośród cudownych zielonych gór. Jesteśmy w środku doliny GlenCoe, w której Anglicy dokonali rzezi na klanie MacDonald. 
Wydarzyło się to 13 lutego 1692 r. w regionie Strathclyde, położonej na wyżynach Szkocji, od 38 do ponad 70 (według różnych źródeł) mieszkańców wioski Glencoe (w tym kobiet i dzieci), zostało zabitych przez żołnierzy króla angielskiego Wilhelma III, należących głównie do klanu Campbell. MacDonaldowie, jak większość klanów góralskich wspierali bunt jakobitów i nie chcieli uznać króla Wilhelma i jego żony Marii II.
1 lutego 1692r. przybyła do Glencoe 2. kompania Pułku Piechoty Hrabstwa Argyll pod dowództwem kpt.  Roberta Campbella. Podając jako pretekst przybycia wizytę u swej bratanicy, żony syna MacIana, kpt . Campbell i jego żołnierze przez 12 dni korzystali z gościnności MacDonaldów. W międzyczasie inne oddziały miały zamknąć drogi ucieczki z doliny.
13 lutego rano żołnierze rozpoczęli masakrę zaskoczonych gospodarzy. Najprawdopodobniej zginęło 37 osób, w tym wódz klanu, dwie kobiety i dwoje dzieci, a wieś została spalona. Większość mieszkańców Glencoe zdołała uciec w góry, gdzie z głodu i mrozu zginęło ok. 40 osób, w większości kobiet i dzieci.
Wieść o zbrodni obiegła szybko góry Szkocji, a dzięki jakobickim pamfletom także całą Europę.
Rządy w Londynie i Edynburgu starały się bezskutecznie zatuszować sprawę. Zaprzeczono osobistemu rozkazowi króla nakazującemu masakrę, a całą winą obarczono Johna Dalrymple. Jedyną konsekwencją, jaką poniósł, była krótkotrwała utrata stanowiska członka rady. Robert Campbell otrzymał po tygodniu od masakry awans na majora.

To tyle historii.
A my mijamy wielką górę – Black Mountain. Jest godna swojej nazwy.
Cudowne widoki – kaskady wodospadów przecinają zielone zbocza, soczysta zieleń, strumienie, torfowiska, coś co zapiera dech w piersiach – strumienie spływają wstęgami z samych szczytów, przypomina mi się „Miedziany Król” i wstęgi wodospadów w górskie krainie, pośród której stał kamienny zamek Władcy. Diaczenkowie musieli być w Szkocji. Karol Dickens nazwał to miejsce Cmentarzyskiem Gigantów i trudno się dziwić, bo to prawdziwe giganty. Mijamy Signal Rock – miejsce skąd padł sygnał do rzezi.
Zatrzymujemy się gdzieś po drodze i wchodzimy na niewielka skałkę naprzeciwko trzech siostrzanych szczytów Glencoe. Trochę pada, trochę świeci słońce i nagle nad doliną rozpościera się cudowna tęcza.

Loch to Jezioro
Glen to Dolina
Warto o tym w Szkocji pamiętać bo Loch-ów i Glen-ów jest tutaj mnóstwo;)
Mijamy właśnie Loch Lochi. Czyli Jezioro Jeziorne. Dojeżdżamy do Fort Williams. Do Skye mamy ok. 100 km. Fort Williams to mały port, jak to w Szkocji – bardzo urokliwy. To tutaj jest zameczek Eilan Donan – w rękach prywatnych. Kiedyś strzegł ziem wielu klanów przed napaściami Wikingów. Należy on do nazwanych tak przeze mnie – Zamków Mieszkalnych. Przeuroczy. Na mini wysepce w zatoczce połączonej z lądem mostem, oczywiście kamiennym. W zamku było mnóstwo maleńkich pokoi i wnęk z oknami, przy których były miękkie siedziska – widoki zaiste przepiękne. Idealne miejsca do wypatrywania powracających.
Kiedy odjeżdżaliśmy w kierunku Skye mostek ten stał na ziemi – był odpływ.
Eilan Donan to kolejny szkocki zamek uwieczniony w filmie. Tym razem był to  "Nieśmiertelny".
Bajkowy zamek Eilan Donan
 Na pożegnanie z Eilan Donan zaczął padać deszcz. Zamek za strugami wody wyglądał nierealnie.

Ruszyliśmy w dalszą drogę na Wyspę Skye. Po drodze zatrzymaliśmy się przy starym cmentarzyku położonym na zielonym pagórku.

 Wrzosowiska
Na Wyspę Skye wjechaliśmy dłuuuugim mostem. Tutaj wszyscy mówią już po gaelicku i wszystkie nazwy są w dwóch językach – angielskim i gaelickim. Piękne góry, wrzosowiska, białe domki z podwójnymi kominami. Śmieszna rzecz – te które mają dach ze strzechy, dookoła jego krawędzi mają też przywiązane kamienie – chyba po to, żeby ich nie pozrywał wiatr.
To jedno z najdzikszych miejsc w Europie - smagane deszczem i wiatrem, było siedzibą klanu Mac Leod. Ma dwa górskie łańcuchy, niezwykle dzikie, czarne wzgórza Cuillin (kto wie, czy nie najbardziej dziewicze tereny w Europie) i Quiraing. Deszcze, zimy i silne wiatry wyrzeźbiły w tych górach wiele niezwykłych formacji skalnych. My wybraliśmy się pod jedną z nich – skałę Old Man of Storr (49 m. wys.) Droga na nią prowadzi przez mroczny, dziewiczy las. Prawdziwe leśne ostępy. Teren jest podmokły, gdy tylko zejdzie się z twardej ścieżki. Widoki ze szczytów przewspaniałe.
 Góry Storr
W drodze powrotnej odwiedziliśmy Portee - małe i malownicze miasteczko wpasowane w zatoczkę i górujący nad nią klifowy płaskowyż – piękny kolorowy port.
Portee
m
19:43
I żegnamy wyspę Skye w blasku zachodzącego słońca. Zgodnie z zasadą:
„Deszcz jest wszędzie tam, gdzie nas nie ma”.

Powrót z Wyspy Skye
29.07.2009
Dzisiejszy dzień był lekki. Ok. 12:00 wybraliśmy się do Killin na festyn - Highland Games.
Było rzucanie kulą, młotem, sosnowymi pniami, konkurs tańca i gry na kobzie. Parada kobziarzy idąca od kamiennego mostku. A poza tym mnóstwo straganików, zdjęcia z sową.
Anglicy po podbiciu Szkotów – a zrobili to w sposób bardzo dwojaki: pacyfikując wsie i klany, arystokratycznym rodom przyznając dobra w Anglii, a na ich miejsce wprowadzając Anglików, wszystko w myśl słynnej zasady dziel i rządź – zabraniali dumnym góralom noszenia broni i ćwiczeń wojskowych. Górale znaleźli więc sposób na ominięcie zakazu, organizując Highland Games. W ich trakcie odbywa się kilkanaście konkurencji, jak tańce, konkursy dudziarzy (wspaniałe brzmienie i melodie) i zawody siłowe. Te ostatnie przyciągają siłaczy – trzeba rzucać wielkim głazem, żelastwem i olbrzymim pniakiem.Ta ostatnia konkurencja jest bardzo widowiskowa.
Mieliśmy okazję uczestniczyć w Highland Games w Killin. Wstęp był dość słony (kwota szła na nagrody pieniężne w poszczególnych dyscyplinach), ale opłaciło się. Obserwowaliśmy paradę orkiestr, popisy dud i kobz, podjedliśmy hagisa i wędzonej na miejscu ryby.
 Wędzone na miejscu ryby
 Rzucanie pniakiem
Konkurs tańca
 Konkurs dudziarzy
Miejscowa orkiestra
Po atrakcjach festynowych pojechaliśmy do destylarni whisky w Aberfeldy i przy okazji trochę pospacerowaliśmy po miasteczku.
Dom Masonów

W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do Kenmore, gdzie znajduje się najstarszy hotel w Szkocji.
30.07.2009
Dzisiaj wyruszyliśmy na wycieczkę nad Loch Ness - kolejna długa wyprawa. Po drodze zatrzymaliśmy się w dolinie GlenCoe nad malowniczym wodospadem, niedaleko Pięciu Sióstr. Świeciło słońce i padał deszcz i nagle pojawiła się cudowna tęcza.
Szczęście w słońcu i deszczu

Po drodze zatrzymaliśmy się w Fort Augustus nad Kanałem Kaledońskim. To tutaj znalazłam Centrum Celtyckie, z pięknymi ręcznymi wyrobami. Jeden z nich - wisiorek wyryty w kamieniu kupiłam sobie na pamiątkę.
Taki sobie potwór z Loch Ness
 Kanał Kaledoński
 Cały czas szczęście, cały czas w Szkocji
 Fort Augustus - miasteczkowe klimaty

Po tym krótkim przystanku ruszyliśmy już prosto do ruin, kiedyś największego zamku Szkocji - Urquhart Castle, położonego nad samym jeziorem Loch Ness. Często używane jako plener filmowy malownicze ruiny leżą przy samej drodze, ale rozpościera się z nich piękny widok na jezioro.
 Wielka machina batalistyczna
 Ślad potwora Nessie?
 W barwach Szkocji;)
 Przy machinie - przepiękne rzeźbione koła!

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na chwilę w Drumnadrochit, gdzie znajduje się Centrum Potwora z Loch Ness, a na maleńkim ryneczku miasta, na okrągłym klombie wznosi się kwitnący Floral Castle.
Wracaliśmy przez Inverness - miasteczko z pięknym zamkiem, w którym obecnie mieści się Collage i cudownym kwiatowym zegarem na zboczu wzgórza zamkowego. Mijaliśmy też bajkowy zamek Blair, ale niestety nie zatrzymaliśmy się w nim.
Inverness - niestety tylko z okna autokaru
W czasie obserwacji z autokaru doszłam do wniosku, że oprócz owiec pełno tu królików i saren.
Na koniec zatrzymaliśmy się ponownie w Aberfeldy. Poszłam na spacer z Agnieszką i trafiłyśmy nad rzekę z cudownym starym mostem. Na jej brzegu stał pomnik budowniczego mostu. Wzdłuż samego nurtu rzeki prowadziła ścieżką, którą poszłyśmy.
W Aberfeldy mnóstwo jest starych malowniczych domów i - o dziwo! - kościół, w którym będą cztery apartamenty mieszkaniowe. Ciekawe, jak to potem jest mieszkać w kościele:)
Dowiedziałam się też, dlaczego oset jest narodowym symbolem Szkocji. Legenda mówi, że w czasie ataku Piktów, jeden z nich, zakradając się boso do obozu Szkotów, nastąpił na oset i krzyknął, co obudziło atakowanych i uratowało im życie.
Magiczne domki Aberfeldy
 Ławka w parku nad rzeką
 Piękny, stary kamienny most

31.07.2009
O 8:30 wyruszyliśmy znowu w drogę.
Na początek odwiedziliśmy najstarszą destylarnię w Szkocji - Crief. Poza tym to piękne miasto ze starymi domkami i uroczymi uliczkami. Symbolem tej destylarni jest Cietrzew, którego pomnik stoi przed wytwórnią. Na dziedzińcu destylarni jest też mały pomnik kotki, która w magazynach jęczmienia złowiła ok. 30 tys. myszy. I znalazła miejsce w Księdze Guinessa.
Cietrzew - symbol najstarszej destylarni w Szkocji
 Ja przy beczkach
 Na dziedzińcu
 
 Kotka-Rekordzistka;)
Każdy zaopatrzył się w jakieś pamiątki z destylarni Crief - ja kupiłam sobie koszulkę z cietrzewiem - po czym ruszyliśmy dalej na podbój szkockiego kraju.
Pierwszym tego dnia był zameczek Huntingtower. Mały mieszkalny zameczek z romantyczną historią w tle. Bardzo dobrze zachowany, typowa rezydencja drobnej szlachty.
Wschodnie wybrzeże Perth.
Między Dundee z długimi mostami, a Aberdeen stoi zamek Dunnottar - przecudownie położony na wysokiej skale wznoszącej się nad morzem, dookoła urwiste brzegi, a w dole piaszczyste plaże z zatoczkami o bardzo ciepłej wodzie. Wokół cudowne falujące łąki i pola. To jeden z najpiękniej położonych szkockich zamków. To w nim przechowywano przez pewien czas szkockie regalia, które próbowali zdobyć przeciwnicy niezależności Szkocji.
Na koniec dotarliśmy do St. Andrews, najstarszego miasta Szkocji, dawnej siedziby biskupów, a obecnie mekki golfistów z całego świata. To tutaj znajdują się dwa słynne 18-sto dołkowe pola i wiele mniejszych placów do gry. Zwiedzaliśmy tu ruiny zamku biskupiego i olbrzymiej katedry z cmentarzem. Wszystko to oczywiście nad brzegiem zatoki.
Zamek Biskupi
Widok z Zamku Biskupiego - w oddali Katedra
 Uliczki St. Andrews
 Ruiny Katedry
 Ja, Ania i Elwira na dziedzińcu dawnego Zamku Biskupiego
01.08.2009
Tego dnia wyjeżdżamy już na dobre z Loch Tay. Przepięknego miejsca, w którym spało sie cudownie i wstawało wcześnie rano. Jeziora otoczonego zielonymi górami, po których rano snuły się mgły.
Jedziemy do Edynburga.
Po drodze zatrzymujemy się na zwiedzanie zamku Linlithgow - to miejsce narodzin członków rodziny królewskiej. Pod murami zamku mały kościółek o dziwacznej wieżyczce. Akurat trwały przygotowania do ślubu. Typowo szkockiego - wszyscy mężczyźni w kraciastych spódniczkach w barwach klanu.
Ostatecznie dojeżdżamy prosto na zamek w Edynburgu. To tutaj przechowywane są insygnia królewskiej władzy, jest też wystawa zbroi i Kaplica Św.Małgorzaty z przepięknymi witrażami. Zamek jest ogromny, a widok z niego - niesamowity!
Wraz z naszym przyjazdem do miasta rozpoczął się Festiwal Edynburski - podobno to największa impreza kulturalna świata. Daje się to odczuć - po ulicach chodzą przebrani ludzie, co krok odbywają się jakieś przedstawienia i wszędzie plakaty informujące o różnego rodzaju imprezach z tej okazji.
W drodze do zamku - ulice Edynburga
 Zamek już widać w oddali
 Główna ulica prowadząca do zamku - Royal Mile
 Ja przy skrzynce na listy:)
I oto nareszcie ZAMEK!
Widoki z zamku
 Dziedziniec
 Ja przy Jednorożcu
 ...i przy lwie:)
 ...a na koniec przy latarni;)
 i jeszcze na armacie!
 Widok na miasto
 Witraże z Kaplicy Św.Małgorzaty
Przed Kaplicą Św.Małgorzaty
Wieczorem wracamy do naszego hotelu. Znajduje się on w Newport - dzielnicy na obrzeżach miasta, ale za to z cudownym widokiem na morze. Poza tym dojazd do centrum jest szybki i prosty. Hotel jest świetny - apartament z salonem, kuchnią, dużą łazienką i dwoma sypialniami (2 i 4 osobowymi).
To z salonu rozpościera się widok na morze - cała jedna ściana to ogromne okna.
Okolice hotelu
Royal Yacht Britannia.
 Kraciasty autobus
 Wschód słońca nad zatoką - widok z okien naszego apartamentu

02.08.2009
Tego dnia wyjeżdżamy na zwiedzanie zamków w okolicy Edynburga.
Po drodze mijamy miejscowości o bardzo ładnych nazwach - Turnhill (Cierniowe Wzgórza), Fountainhill (Wzgórza Wodospadów).
Najpierw zatrzymujemy się w Melrose, żeby obejrzeć ruiny opactwa Melrose Abbey. To przepiękna, ogromna, ażurowa budowla z celtyckim cmentarzem.
Dalej pojechaliśmy do zamku, który stoi na całkowitym uboczu. Autokar został na dole, a my ruszyliśmy do zamku cudowną wiejską drogą - wokół łąki, łany zbóż falujące jak morze, cudowne zielone wzgórza, słońce wiatr, coś niesamowitego. Po drodze mijaliśmy stary kościółek. Szliśmy długo, ale warto było.Crichton Castle wyłonił się przed nami niespodziewanie. Położony w przepięknej dolinie robi niesamowite wrażenie, a widoki z niego są wspaniałe - tak naprawdę brak słów, żeby je opisać. A w środku niespodzianka - niesamowita ściana, jakiej nigdy dotąd w tego typu budowlach nie widziałam.
 Przydrożny kościółek
 Zamek żeglujący wśród łąk
 Tajemnicza ściana Crichton Castle
 Okolice zamku
 
Gdzieś w Szkocji
Na koniec odwiedziliśmy zamek tuż pod Edynburgiem - Craigmillar. Ruiny, ale naprawdę wspaniałego zamku z nieprawdopodobnymi widokami na królewską siedzibę w Edynburgu. Na dziedzińcu zamku rósł stary cis, a przy bramie trwał pokaz tresury sokołów.
Kiedy zeszliśmy do autokaru, okazało się, że go nie ma, więc trzeba było kawał drogi iść na piechotę. Doszliśmy do przedmieścia Edynburga i podjechaliśmy do centrum autobusem miejskim z kraciastymi obiciami na siedzeniach:)
I tu zaczęła się moja prywatna przygoda z tym miastem.
EDYNBURG
Poszłam sobie na spacer całą Royal Mile, po drodze odwiedzając ciekawe miejsca. Royal Mile dzieli się  na kilka odcinków.
Zaczyna się od Zamku. Tuż za jego bramą jest centrum tkactwa, gdzie można zobaczyć jak powstają ręcznie tkane szkockie tkaniny.
Potem jest Esplanade i Castlehill. Tu mamy Muzeum Szkockiej Whisky i Fontannę Czarownic, która upamiętnia spalenie kobiet w czasach Inkwizycji. Dalej idziemy odcinkiem, który nazywa się Lawnmarket i przechodzi w High Street.  Na tym odcinku jest sporo atrakcji – John Knox House, St. Columu’s Church z piekną amboną i niesamowita katedra The Gile’s Church. Później zaczyna się Canongate. Na tym odcinku odwiedziłam – Museum of Edinburgh, People Museum, Museum of Childchood niestety było już zamknięte. Na samym końcu tej ulicy znajduje się budynek szkockiego parlamentu. Coś nisamowitego jak nowoczesna jest to budowla. Bardzo plastyczne i niezwykle dziwaczna, ale cudowna!
Ulicę wieńczy Hollyrood Palace – siedziba królewska z Queen’s Gallery.
W drodze powrotnej na High Street weszłam w boczną uliczkę, bo spodobała mi się brama zwieńczona smokami. Okazało się, że na maleńkim podwórku stoi sobie Muzeum Pisarzy – niestety już zamknięte. Ale sam budynek jest naprawdę bardzo ładny.
Po tej wycieczce poszłam na Princess Street i autobusem udałam się do naszego hotelu w porcie Newtown w West Harbor (Port Leith).
Poszłam tam sobie obejrzeć statek Royal Yacht Britannia.
To był ostatni dzień w Edynburgu i ostatni dzień w Szkocji. Obszar, na którym znajduje się Edynburg i okolice, nosi piękną nazwę - Lothian. Czyż nie kojarzy się ona z Tolkienem?
Royal Mile
Museum of Childchood
Sporrany
 Podwórko
Muzeym szkockiej whisky
Museum of Writers


 St.Columba's Church
The Gile's Church
Museum of Edinburgh
The People's Story Museum
John Knox House
Budynek szkockiego parlamentu

Hollyrood Palace - tak kończy się Royal Mile

03.08.2009 
Godz. 5:00 rano - wyjeżdżamy z portu Edynburga i gnamy do Swindon w Anglii. Tam spędzimy dwie noce. Po drodze odwiedzamy jeszcze miasteczko Bath. To stare gregoriańskie miasto, które wzięło swą nazwę od łaźni rzymskich, które do dzisiaj można tam podziwiać, bo wyglądają teraz dokładnie tak, jak za dawnych czasów. Tuż obok budynków łaźni stoi piękna katedra - Bath Abbey.
Starówka po prostu urocza, piękne parki, no i słynny zabudowany most na rzece - Pulteney Bridge (1769-1774) projektu Roberta Adama.
Royal Crescent to z kolei 30 domów zbudowanych w kształcie półksiężyca z 1767 roku. Niedaleko znajduje się The Circus - ułożone dookoła niewielkiego placu domy, pośrodku zaś rośnie 5 pięknych buków. Jest jeszcze Queen Squere - ulica, na której pod numerem 13 bywała Jane Austen.
Jadąc z Bath do Swindon zboczyliśmy niechcący z trasy, dzięki czemu zobaczyliśmy ogród z żywopłotami wyciętymi w twarze, w którym stał dziwny okrągły kamienny budynek.
Teatr
 Ogrody Bath
 Royal Crescent
Dziwadła przed łaźniamim
 
 Rynek za Katedrą Bath Abbey
 Pulteney Bridge
 Bath Abbey - po prawej stronie Łaźnie Rzymskie


I tak dojechaliśmy w końcu do Swindon. To nieładne przemysłowe miasto, ale hotel sieci Menzies Hotels - tani, wygodny, położony w bardzo dobrym miejscu: niedaleko centrum handlowe z wieloma tanimi sklepami i stacja kolejowa, skąd następnego dnia pojechałyśmy z Elwirą do Oxfordu, podczas, gdy reszta grupy pojechała oglądać Stonehenge i statki w Portsmouth. Do Londynu z kolei jest tylko 1,5 godz. drogi.
Jedyne zdjęcie ze Swindon - szyld

04.08.2009
Tego dnia z Elwirą wyruszyłyśmy na wycieczkę edukacyjną do Oxfordu. To moja pierwsza przygoda z tym miastem i oczarowało mnie ono bez reszty.
Ze stacji Swindon (kierunek London Paddington) jedzie się pociągiem 40 minut. Jedną stację dalej należy się przesiąść do innego pociągu, który w środku ma wymalowane na ścianach oxfordzkie budynki. Okazało się przy okazji, że aby wysiąść z pociągu, należy otworzyć drzwi przez okno. Wygląda to tak, że gdy pociąg się zatrzyma, trzeba wcisnąć guzik, który otwiera okno i wtedy dopiero można sięgnąć przez nie do zewnętrznej klamki. Strasznie to śmieszne, ale chyba bezpieczne. Z powrotem przesiada się dopiero na czwartej stacji i omal się nie pomyliłyśmy, ale było wesoło.
Na stacji przywitała nas oxfordzka krowa i kolorowa taksówka w tablice Mendelejewa.
Oxford to piękne miasto z wąskimi uliczkami i cudownymi kamieniczkami. Wymarzone miasto do studiowania - po prostu architektoniczne cudo. College są umieszczone w małych przepięknych podwórkach z przystrzyżonymi trawnikami i kwiatami, każdy ma własną kaplicę, a architektura zapiera dech w piersiach - aż chce się studiować:)
Widziałyśmy między innymi - budynek Muzeum Historii Nauki, Główną Katedrę Uniwersytecką i sam Uniwersytet, Bibliotekę Bodleian Library, Exeter College, Lincoln College, University College, The University Church St.Mary The Virgin - każdy budynek ładniejszy od poprzedniego. Widziałyśmy też Ogród Botaniczny, ale tylko przez bramę, przed którą był ładny labirynt z żywopłotu z różami o przeróżnych barwach.
Dzień zakończyłyśmy w księgarni ogromną kawą Capuccino.
Tak - zakochałam się w Oxfordzie... tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.
Oxfordzka Krowa
 Muzeum Historii Nauki
 Znak na ścianie jednego z College'ów
 Ulice Oxfordu
m
M
 
Oxford University
 Oxford Colleges

 Taksówka z tablicami Mendelejewa
Pożegnanie z Oxfordem

05.08.2009
Pożegnanie z Wyspą i odjazd Eurotunelem. Przed Erotunelem dziwny koń na trawiastym wzgórzu.
W Niemczech zatrzymaliśmy się w Leverkusen, w przemiłym pensjonacie urządzonym w starym stylu. Bardzo mili ludzie i pyszne jedzenie.
Konik przed Eurotunelem
Leverkusen
06.08.2009
Dzisiaj jedziemy już prosto do Polski. Niestety nie zatrzymamy się w Goslarze - średniowiecznym mieście, które w niezmienionej postaci zachowało się do dzisiejszych czasów. Ale to może temat na kolejna wyprawę.

I na koniec zdjęcie Ani - Stonehenge - tam gdzie nie byłam.

Brak komentarzy: